Okres wakacyjny, wyglądam przez okno. Cisza. Nie ma nikogo. Przejechał chłopiec na rowerze, tuż za nim dziewczynka na hulajnodze. Znowu cisza. Pogoda ładna. Dzieci na powietrzu brak. Czy wszystkie są szczęściarzami i pojechały na wakacje? Czy to akurat na moim osiedlu takie pustki? A może mają inne zajęcia? Nie, przecież są wakacje, a dzieci powinny się bawić. Tylko czemu nie na powietrzu? Może grają na komputerze, czy oglądają bajki? Cały dzień?
Jako dziecko większość dnia, głównie podczas lata spędzaliśmy na dworze. Zabawa w podchody, jazda na rowerze, wspinanie się po drzewach, zabawa na niedokończonej budowie, skakanie z dachu było na początku dziennym. Nie mówię, że wszystkie zajęcia były odpowiednie do wieku, ale takie były czasy i większość z nas wyrosła na całkiem fajnych ludzi.. Wychowana częściowo na wsi a częściowo w mieście, na nudę zawsze znalazł się sposób.
Z dzieciństwa pamiętam jak biegaliśmy po deszczu, na boso po wodzie. Woda była ciepła. Kalosze? A kto myślał o kaloszach? Ważne było tu i teraz.
Dlatego pozwalam moim synom też biegać po kałużach. To nic, że po dwóch minutach są przemoknięci i nadają się do przebrania, włącznie z bielizną. To nic, że taplają się w błocie, jak świnki. To nic, że znowu będę miała masę prania, które zaliczam do kategorii nie kończącej się opowieści. Dla dzieci to sama radość. Niech zbierają wspomnienia!
Brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko.
Wydaję, mi się tylko że w tym pozwalaniu, szaleństwie jestem sama. Bo tylko moje dzieciaki wracają cali mokrzy, gdy inne dzieci, kroczą grzecznie za rączkę z babcią czy nianią. Dobra, na palcach jednej ręki policzę ile dzieci może to jeszcze zrobić. Pozostali zamoczą tylko kalosze, gdy moje dzieciaki zaliczają właśnie upadek w najgłębszej kałuży. Czy ze mną jest coś nie tak? czy to świat zwariował?
Nie tak dawno, po przedszkolu chłopcy razem z kolegom z grupy starszaka zaczęli szaleć na placu zabaw. Znudziła im się zabawa na placu zabaw, więc wymyślili sobie swoją własną, która niestety nie należała to tych czystych. Wspinanie się po niedużej skarpie, a potem zjeżdzanie po niej tyłkiem, skutkowało że spodnie wiadomo, gdzie trafią. Mieli jednak tyle radości, że im nie zabraniałam. Chciał się do nich przyłączyć inny chłopiec, którego mama zgodziła się z niechęcią. Gdy zobaczyła jak wyglądają jego spodnie, stwierdziła :” jak ja Cię wsadzę do samochodu, takiego brudnego” Jej mina mówiła sama za siebie.
Inna sytuacja z okresu zimy. Za oknem zaczął padać śnieg. Zrobiło się biało. Pół godziny do kolacji. Pada hasło: kto idzie na śnieg? W 5min byliśmy ubrani w zimowe kombinezony. Wyszliśmy, żeby dzieci nacieszyły się chociaż przez chwilę śniegiem, bo jutro rano mogło już go nie być. Zostać w ciepłym domu byłoby fajnie, ale zobaczyć radość w oczach dzieci, to coś więcej. Najważniejsze, łapać szczęście za ogon!
Szczęśliwe dziecko to i szczęśliwy rodzic.
Pozwólmy dzieciom być dziećmi i przeżyć ich dzieciństwo po swojemu. Nie organizujmy im każdej minuty w ciągu dnia. Nie organizujmy dodatkowych zajęć po przedszkolu czy szkole. Dajmy im odetchnąć, wykazać się ich własną pomysłowością i kreatywnością.
Dziś patrząc na inne dzieci, trochę mi ich szkoda. Ciągle mają nakazy i zakazy. Tego nie wolno, tego nie dotykaj, tak nie wypada. Idziesz do piaskownicy a masz się nie wybrudzić, idziesz nad wodę, a masz się nie zmoczyć, świat oglądają za okna. Oczekujemy, żeby nasze dzieci były grzeczne i ułożone.
Kiedy dzieci mają się wyszaleć jak nie teraz? Na kogo wyrosną nasze dzieci? Czy nie jesteśmy zbyt nadopiekuńczy i nadgorliwi. Czy nie za bardzo matkujemy?
Będzie mi bardzo miło jeśli :
- Zostawisz komentarz. Proszę, napisz swoje zdanie.
- Polub mój fanpage na FB, będziesz na bieżąco.
- Jeśli uważasz, że wpis może się komuś przydać, udostępnij, poślij w świat.